Skip to main content

O strefie komfortu

Nocowałem kiedyś w schronisku w Rzeszowie. Zatrzymałem się na jedną noc. Były tam też osoby, które przebywały w tym miejscu przez dłuższy czas. Jedną z nich był bardzo rozgadany chłopak, który opowiadał, jak przyjechał do Rzeszowa szukać pracy. Rozmawiałem później z inną osobą, która mieszkała z nim w pokoju. „Wiesz”,  powiedziała mi „jego poszukiwanie pracy sprowadza się do tego, że schodzi na dół do baru na piwo i tak od rana do wieczora”.

Wiele razy zdarzało mi się, że nie przychodziła na rozmowę kwalifikacyjną osoba, z którą się umówiłem.

Często boimy się wyjść, przełamać, podjąć ryzyko i wykonać jeden/pierwszy krok poza strefę komfortu.

Możemy sami testować, dochodzić w obszarach w których mamy zgodę do granic komfortu i w małymi próbami ją przekraczać. Próby te wspierają poszerzanie naszej strefy komfortu.  W terapii czaszkowo-krzyżowej  Oddech Życia prowadzi czasem do uwolnienia blokad, traum, co może poszerzyć naszą strefę komfortu, poprawić nasze funkcjonowanie w życiu.

Zaufanie

W terapii czaszkowo-krzyżowej często podkreślane jest, że powinniśmy zaufać procesowi. Czym jest zaufanie, co to znaczy, jak należy je rozumieć? Za internetowym słownikiem PWN zaufanie to:

  1. «przekonanie, że jakiejś osobie lub instytucji można ufać»
  2. «przekonanie, że czyjeś słowa, informacje itp. są prawdziwe»
  3. «przekonanie, że ktoś posiada jakieś umiejętności i potrafi je odpowiednio wykorzystać»

Natomiast Wikipedia podaje:
Zaufanie wobec jakiegoś obiektu jest to wiedza lub wiara, że jego działania, przyszły stan lub własności okażą się zgodne z naszym życzeniem. Jeśli takiej pewności nie mamy, to zaufaniu towarzyszy także nadzieja.

Franklyn Sills, słynny autor i terapeuta, wspomina jak raz słyszał na kasecie Dr. Beckera mówiącego „Zaufaj pływowi i usuń mu się z drogi”. Sills pisze, że wrodzony plan leczenia kieruje nas do wiedzy, że powstawanie i kolejność tego co powinno się wydarzyć w każdym procesie leczenia jest funkcją Pierwotnego Oddechu, a nie analizy terapeuty i będzie się objawiało według swoich zasad. Ciężko zdać się na prowadzenie jeżeli nie ufamy, temu co może się wydarzyć.

Giorgia Milne, założycielka szkoły „Touch of Presence School for Biodynamic Studies”, w jednym z wywiadów stwierdza, że wszystko co może zrobić to całkowicie ufać, naprawdę całkowicie ufać zasadom praktyki, robić co możliwe, aby być w tym nastawieniu. Odpoczywać i całkowicie ufać, gdzie iść, gdzie nie iść i w jaki sposób to robić.
Dodaje również, że bardzo dobrze się z tym czuje pozwalając, aby było to dla niej tajemnicą, gdy pozwala być temu takie jakie jest. Stwierdza, że nie wie wszystkiego na ten temat i nie rozumie wszystkiego, ale nie tylko ufa temu, ale absolutnie temu wierzy.

Osobiście dostrzegam, jak ciężko jest nam zaufać, aby nie było to tylko etykietką, a prawdą, która jest w nas.

Dla mnie słowami, które nie są może synonimami ale wpisują się w ten temat są słowa „zawierzenie”, „poddanie”.

O. Jerzy Zieliński, w książce „Największe tajemnice duszy”, użył zwrotu odnosząc się do zawierzenia Osobie „zawierzając Jej siebie lub oddając się Jej na całkowitą i wyłączną własność”.

Poddanie może mieć często negatywne skojarzenia jako bierność, brak akcji, mnie natomiast chodzi bardziej o wymiar „odpuszczenia”, pozwolenia, uznania, że coś jest często poza naszymi możliwościami.

Natrafiłem też kiedyś na słowo „poruczyć” czyli «powierzyć komuś z zaufaniem zrobienie czegoś» daw. «oddać kogoś pod czyjąś opiekę lub władzę» (internetowy słownik PWN).

Drogowskazy

Pewien czas temu odnowiłem kontakt z informatykiem z którym miałem przyjemność już wcześniej współpracować.  Z racji, że poprosiłem go o pomoc w pewnym projekcie mieliśmy ze sobą częstszy kontakt.  Zwróciłem uwagę, że był znacznie spokojniejszy, stonowany w porównaniu do tego, jak wcześniej współpracowaliśmy. Po pewnym czasie podzieliłem się z nim tym spostrzeżeniem.  Powiedział, „Wie pan oglądałem pewien film w którym jeden z bohaterów jest skazany na śmierć. Osoba, która była razem z nim widząc, że zbliża się termin egzekucji, a on jest spokojny, zapytała go, czy nie denerwuje się, że zaraz zginie. On jej odpowiedział – A co to zmieni?”. Informatyk powiedział, że gdy teraz zaczyna się denerwować, to pyta sam siebie „Czy coś to zmieni?”.

Czasem jakiś film, cytat, zdanie jest „ kluczem do nas”, „drogowskazem”, który w określonych sytuacjach pozwala zmniejszyć napięcie, podpowiada jaką pójść drogą. Pamiętam, jak mój brat przed maturą miał na plakacie cytat „Pomnij zachować umysł niezachwiany”. Na tyle skutecznie do niego się stosował, że mało nie zaspał na egzamin.

Ile razy słyszymy „mój ojciec, dziadek, moja mama mówił to………, bardzo mi to pomaga, wiem jak się zachować, co teraz robić”.  

W terapii czaszkowo-krzyżowej też możemy spotkać drogowskazy. Niewątpliwie jest nim wrodzony plan leczenia, który ujawnia priorytety i kieruje nas podczas sesji. Może to być również np.: nasze nastawienie do pracy z pacjentem, motywacja która kieruje nami podczas pracy, słowa, myśli, które pojawiają się przed pracą, czy w jej trakcie. Warto może siebie zapytać PO CO tę pracę wykonuję ? CO chcę dać, przekazać? Jeżeli potrafimy to ubrać w słowa, zapisać, możemy to sobie przypominać przed w trakcie, czy po sesji terapii czaszkowo-krzyżowej. Może to być pomocne min. w chwilach zwątpienia, stresu.

Inne przykłady, które przychodzą mi na myśl to osoby występujące publicznie czy handlowcy, którzy maja swoje refleksje przed, w trakcie, czy po spotkaniu z klientem/wystąpieniu itp. Dotyczyć to może praktycznie każdego obszaru naszego życia.

Pamiętajmy, że powinny to być zwroty które przekonują nas, dotykają z poziomu serca,  a nie są ślepo przyjętymi regułkami.

A Ty jakie masz drogowskazy?

Nastawienie

Podróżując służbowo zatrzymywałem się często na noc w schroniskach młodzieżowych/ PTTK.  Lubiłem w nich spać. Były to miejsca, gdzie spotykałem różnych ludzi, gdzie byłem (w moim wyobrażeniu) blisko „realnego życia”.

Sytuacja, o której opowiem zdarzyła się zimą. Gdy wszedłem do schroniska było ciemno. Pamiętam recepcja była tuż obok wejścia. Dostałem pokój na 3 lub 4 piętrze. Na klatce schodowej było ciemno, od czasu do czasu paliła się gdzieś jakaś lampka.

Wszedłem do pokoju, miałem wrażenie, że jestem jedyną osobą w schronisku. Zacząłem jeść kolację, gdy usłyszałem na schodach głosy. Ktoś wszedł do pokoju sąsiadującego z moim. Po pewnym czasie usłyszałem trudne do określenia dzwięki, uuu, aaa, taak, jakby ktoś – komuś robił krzywdę. Ściany nie były grube, więc słyszałem to wyraźnie. Uważnie nasłuchiwałem, słyszałem to ponownie.

Zebrałem się, wyszedłem z pokoju, zastukałem do drzwi z których dochodziły odgłosy.  Po drugiej stronie cisza, coś się poruszyło, słyszę jakiś hałas. Ponownie stukam głośniej, znowu szmery i cisza.

Zszedłem na dół i powiedziałem do recepcjonistki, że mam pewne obawy, co do moich sąsiadów, że mam wrażenie, że dzieje się tam coś niepokojącego. Z pokoju dochodzą nieartykułowane dźwięki, że gdy zastukałem nikt nie otworzył.

„Proszę pana”, odpowiedziała pani recepcjonistka „proszę się nie obawiać, to są osoby głuchonieme”.

Jakże często w życiu nastawiamy się, że dana rzecz wygląda jak to sobie wyobrażamy, a rzeczywistość może być zupełnie inna. Nasze „to musi być tak .. a tak”, niekoniecznie jest zgodne z prawdą, faktami. Podobnie w terapii czaszkowo-krzyżowej spotykamy się z pacjentem. Jak trudno jest często odseparować nasze nastawienie, pomysły na sesje, „odpuścić” to, a w neutralności, obecności obserwować, wsłuchiwać się w pacjenta i wrodzony plan leczenia.

Pionierzy

Pionierem, twórcą terapii czaszkowo-krzyżowej jest William Garner Sutherland. Sutherland przez 32 lata prowadził prywatne studia, praktykę wsłuchując się w impulsy płynące z ciała zanim zaczął mówić i pisać o tym. Współczesna terapeutka Giorgia Milne zastanawia się, jakie było połączenie pomiędzy nim, klientem, atmosferą w pokoju, z czego pojawiała się technika, która została jakoś nazwana, jak my możemy wrócić, dostać się do tego miejsca, tego punktu podporu istnienia, gdzie inteligencja powstaje i uczy, leczy, rozwija.

Dr Rollin Becker słynny terapeuta po wielu latach praktyki uświadomił sobie, że tak naprawdę nie wie co się dzieje. To nie dotyczyło tego, że nie było rezultatów, gdyż one były, ale dotyczyły pytania, czym tak naprawdę był proces leczenia. Zdobył się na odwagę. Przestał cokolwiek wykonywać dla swoich pacjentów i zaczął po prostu słuchać. Podzielił się potem refleksją, że po 40 tys. sesji terapeutycznych proces leczenia zaczął się dla niego klarować. Becker zaobserwował, że potencja, płyny i tkanki przechodzą przez 3 podstawowe etapy, gdy holistyczna zmiana się pogłębia i procesy lecznicze klarują się w płynach i ciele fizycznym. Na bazie tych obserwacji opisał proces, który następuję w ciele pacjenta zwany 3 stopniowym procesem Beckera.

Innym, może już dobrze znanym przykładem z innego obszaru jest twórca żarówki Thomas Alva Edison, który przeprowadził ponad 1 tys. doświadczeń, prób (niektórzy autorzy twierdzą iż było ich wielokrotnie więcej), po których wynalazł żarówkę. Twierdził ponoć, że nie ponosił porażek, ale odkrywał błędne rozwiązania.

Próbujemy często mieć coś natychmiast, „na wczoraj”, oczekujemy szybkich rezultatów. 32 lata, 40 tys. prób, 1 tys. doświadczeń.  Powyższe przykłady pobudzają mnie również do refleksji jak zdecydowani i zdeterminowani byli oni kroczyć swoją drogą.